czwartek, 20 listopada 2014

Przepis na najlepsze ostrygi w tym wszechświecie

Przepis na najlepsze ostrygi w tym wszechświecie

Jest szósta nad ranem, właśnie kończy ci się sobota i chodnik nieco faluje pod nogami. Właściwie to płyniesz do domu, parujesz wypitą muzyką, a alko wciąż szumi basami, jak ocean pełen fruits de mer. Poranek jest trzeźwy i patrzy z zazdrością. Już niemal witasz się z kacem, wyciągasz rękę i już prawie zbijacie piątkę, gdy ratują cię Kapucyni. I choć świat wciąż bardziej przypomina rozlane po imprezie morze, jesteś ocalony, przypływają ostrygi i przeganiają kaca.

Uwaga. Podaję przepis na najlepsze w tym wszechświecie ostrygi:

wtorek, 11 listopada 2014

11 LISTOPADA

                11 listopada, Kraków. Miasto kompletnie puste, wyludnione. Nie ma korków, rowerzystów na oldschoolowych holenderkach, tylko czasem jakiś na sportowo ubrany koleś z psem, przemknie się w kierunku Błoń. Gdzie się podziewacie, ludzie? Jak sklepy zamknięte to już nie warto wychodzić z domu, nawet gdy za oknem piękna, złota, polska jesień? Czy nie chcecie wyjść na zewnątrz, bo boicie się spotkania z jakimś narodowcem, który za zbytnie wyróżnianie się, zafunduje nam wpierdol?
Jest w tym jakaś logika, sama się boję opuścić mieszkanie, żeby nie dostało mi się „tak z rozmachu”.
Piękny ten nasz jedenasty listopada… Przynajmniej flagi powieszone – na moim domu wiszą już od 3 maja (jesteśmy patriotami cały rok!).
                Cofam się w czasie do czerwca, gdzie z koleżankami poszłyśmy na Gay Pride w Bordeaux. Start o godzinie 14 w nieznośnie gorące popołudnie. Przychodzę na miejsce, ubrana w zwykłe jeansy, a przekrój ludzi, których tam zastałam trochę mnie przygniótł – Drag Queens, homoseksualne pary bardziej lub mniej okazujące sobie uczucia, całe rodziny z małymi dziećmi, babcie przyciągnięte przez wnuczków, no i cała masa ludzi zupełnie neutralnych, którzy znaleźli się tam przypadkiem – tak jak ja. Pochód ruszył do rytmu zabójczego techno, trwał 3 godziny, sparaliżował całe miasto, a uczestnicy szampańsko (bezalkoholowo)się bawili. Kto chciał to się dołączał, ale nie spotkaliśmy się z żadną formą agresji wymierzoną w naszą stronę.


Gay Pride Bordeaux
           

środa, 29 października 2014

Winobranie część 2...

... czyli jak nie dać nabić się w butelkę.

Dziś nauczymy się, jak pić czerwone wino.
Postaram się opisać, jak  w najprostszy sposób czytać etykiety win francuskich z regionu Bordeaux. Kierując się dosłownie kilkoma prostymi zasadami, będziecie wiedzieć, czy dane wino zasługuje na swoją cenę, czy sprzedawca chce zarobić na czyjejś niewiedzy. Tylko w teorii mówi się, że im wino droższe tym lepsze. W wyborze idźmy za głosem nosa i miejmy odrobinę zdrowego rozsądku.

                 Rozmawiając ze znajomymi, zdałam sobie sprawę, że panuje powszechne przekonanie, że wina francuskie są drogie i przereklamowane. Oczywiście nie ma w tym żadnej racji, jeśli tylko potrafimy "czytać etykietę". Postaram się zademonstrować, co mam na myśli, na przykładzie dwóch win z Lidla, oczywiście z regionu Bordeaux.




O czym informuje nas etykieta:


REGION
- Bordeaux.
Brak nazwy własnej wina, "chateau" tak charakterystycznego dla tego regionu,

AOC
- Appellation Bordeaux Contrôlé Apelacja - jej obecność świadczy o tym, że to wino spełnia wszelkie wymogi prawne - aby być nazywanym winem z tego regionu.

ROCZNIK
2012 - całkiem niezły, choć przy czerwonym winie z plastikowym korkiem ma to niewielkie znaczenie, ponieważ nie zachodzą  w nim procesy chemiczne, umożliwiające jego dojrzewanie.

poniedziałek, 20 października 2014

Porwanie Żula










         „Porwanie Michela Houellebecqua” – nie mogłam tego filmu przegapić. Coś, gdzie pojawia się nazwisko Houellebecq po prostu musi być dobre.
Kim jest ta tajemnicza tytułowa postać, której nazwiska nie da się poprawnie napisać, a co dopiero wymówić?  To pisarz, który ma na swoim koncie już kilka książek, w tym moją ulubioną „Mapę i terytorium”. Przeczytałam i dałam się wciągnąć w jego mroczny i ironiczny świat. Teraz, nieoczekiwanie, Houellebecq postanowił wykazać się jako aktor.
Przed książkami, zwabiła mnie do niego otoczka nonszalancji, nie wiedziałam, czy wykreowana przez niego samego, czy przez media… 40-latek, intelektualista, wszędzie z papieroskiem i prawie wszędzie z winem, do tego Francuz, wszystko było takie przyciągające a może nawet i pociągające. 

środa, 15 października 2014

Winobranie część 1

Winobranie część 1

…czyli poradnik jak pić dobre wino część 1


Wino to nie alkohol. Tak brzmiało pierwsze zdanie wypowiedziane przez naszych koordynatorów Erasmusa w Bordo. Wtedy się śmiałem, bo nie rozumiałem, dobrze rozegrane, myślałem i chwaliłem się w duchu za wybór miejsca odbywania stypendium. Po roku spędzonym we Francji jednak zrozumiałem, że to wcale nie był dowcip. To była oczywistość. Bo faktycznie wino dla Francuzów to nie alkohol, to naturalna część otoczenia, umeblowania, ubioru. Nie wychodzisz na spotkanie bez spodni albo sukienki, bez majtek, bez wina też nie.
            W Polsce w gruncie rzeczy mamy podobną filozofię, tyle że my nie pijamy wina. Nie znamy się, boimy się, myślimy, że jest drogie. Zapraszam na poradnik, jak „zebrać” dobre (i niedrogie) wino w kraju Polan.

1.      Wybierz się do Lidla. Można pójść na piechotę, pojechać samochodem  albo – by być nieco bardziej cliché – na rowerze.




czwartek, 9 października 2014

„L'Écume des Jours” – zagraj to jeszcze raz, Vian, na pianokoktajlu

Podobno suma naszych nałogów jest stała, a uzależnić się można od wszystkiego. Jedni wciąż wciągają białe linie, inni podążają z duchem czasu i połykają tabletki. Są też na świecie pracoholicy, a ponad połowa społeczeństwa zaczyna dzień od kawy. Natomiast piękne i szczytne może okazać się uzależnienie od sztuki. Ćpanie literatury. Wstrzykiwanie sobie swoich ulubionych autorów. Idea jak z książek science fiction pochodzi z „Piany dni” Borisa Viana. Zresztą – jestem pewien, że ludzie wyrabiają o wiele gorsze rzeczy ze swoimi idolami w zaciszu domów.
            Boris Vian był wizjonerem i człowiekiem-orkiestrą. Francuski pisarz przychodzi na świat w 1920 roku i zostaje ekscentrykiem już od pierwszych chwil życia – matka zafascynowana operą „Borys Godunow” postanawia na jej cześć nazwać swojego syna. Artysta poświęca się sztuce w wielu wymiarach, lecz również – jako wykształcony inżynier – patentuje wynalazki, silnie zresztą fascynuje się nauką, również tą w wymiarze artystycznym – wchodzi w szeregi słynnego Kolegium ‘Patafizyki. Jako jeden z pierwszych pisarzy propaguje literaturę science fiction nad Sekwaną. Zafascynowany kulturą Zachodu próbuje amerykanizować oporne na takie zabiegi środowisko francuskie. Zaczyna publikować pod pseudonimem Vernon Sullivan, w ten sposób wydaje pierwszą powieść – czarny kryminał „Napluję na wasze groby”, którym wywołuje niemały skandal obyczajowy. Vian pisze piosenki, śpiewa, grywa w zespołach jazzowych. Współtworzy scenariusze, gra w filmach. Umiera w 1959 roku podczas przedpremierowego pokazu filmu na podstawie właśnie „Napluję na wasze groby”.

niedziela, 5 października 2014

Post-erasmus

Poerasmusowa depresja już minęła, o dziwo nie trwała zbyt długo. Pytanie czy to dlatego, że w Bordeaux było tak kiepsko, czy tu w Polsce jest tak fajnie, a może po prostu szybko się adaptuję do zmian.
Co mi zostało z Erasmusa? Długie wieczory z winem i francuskimi książkami czytanymi w oryginale? Czy raczej zapijanie winem (szczerze mówiąc kiepskiej jakości), siedząc na kanapie przed telewizorem, myśli, co ja teraz ze sobą zrobię.
Minęły już dwa miesiące. Wspomnienia są, choć już nie tak bardzo żywe.
Czy to zamknięty rozdział, i czy to nigdy nie wróci, więc trzeba przestać o tym myśleć, żeby się nie rozpraszać, czy raczej zrobić wszystko, aby znów żyć  tak jak tam –  beztrosko.
Co mi zostało? Wielkie przyjaźnie, hola hola. W pamięci zostało przechadzanie się ulicami i zamienianie kilku zdań z przypadkowymi osobami. Wszyscy ludzie,  którzy chcieli mnie czegoś nauczyć, ale i ci, którzy chcieli tylko udowodnić swoją wyższość.
Jak croissanty – czasem świeże i chrupkie „idealne rozpoczęcie każdego dnia", czasem  zjełczałe i wczorajsze. Jak kawa –  czasem dokładnie taka, jaką lubisz, podana przez uśmiechniętą  kelnerkę, czasem z za dużą ilością mleka w stosunku do kawy, albo „cappuccino" z torebki instant serwowane pod nazwą „cappuccino włoskie". To właśnie jest Francja. I z tym właśnie kojarzy mi się ostatni rok spędzony na Erasmusie w Bordeaux.